Pamiętam, jak mając kilkanaście lat, wsłuchiwałam się w dźwięki dobiegające zza okna. Nie miałam wówczas komputera i smartfona. Byłam zdana na łaskę nudy i tego, do czego mnie zmuszała. A zmuszała mnie do szukania zajęć i inspiracji tam, gdzie dziś zbyt rzadko szukam.
Mikroświat - wielka inspiracja
Niedaleko mnie znajdowały się niewielkie rozlewiska, które co roku zatapiały część liściastego lasu. Pachniało butwiejącym drewnem, rzęsą wodną i niezliczonymi zapachami całego tego świata. Pamiętam, jak zapierało mi dech za każdym razem, gdy mijałam ogromną bobrową żeremie. Gdy przyglądałam się misternie zbudowanym tamom, przez które wąskimi strumyczkami sączyła się woda. Na niektórych gałązkach wciąż były liście.
Pamiętam, jak z przejęciem patrzyłam na leżącą w wodzie gałąź, na której ledwo utrzymywało się niewielkie gniazdko. Nie wiem, czy były w nim pisklęta, gdy bobry zaciągnęły gałąź do wody. Widziałam jedynie trawiastą konstrukcję, którą stopniowo wymywała woda.
Chciałam widzieć więcej, więc w wyposażeniu mojego domowego laboratorium znalazł się mikroskop. Do plastikowych fiolek zaczęłam zbierać wszystko: wodę z rozlewisk i kałuż, błoto, rozkładające się drewno i wszystko, co wydawało mi się inspirujące. I rzeczywiście, to było inspirujące.
Czasem tęsknię za tamtymi chwilami, bo mój umysł był wtedy znacznie bardziej otwarty nas przyrodę i chłonny. Ostatnio próbowałam wzbudzić w sobie znów uczucie zachwytu. Udało się - na krótką chwilę powróciła dziecięca ciekawość świata. A skoro udało mi się ją przywrócić na chwilę, to wierzę, że uda mi się przywrócić ją na dłużej.
Komentarze
Prześlij komentarz